Dziwi mnie jak mało pozytywnych głosów tu na forum. Może właśnie dlatego, że w tych widzach, którym się podobał, budzi odczucia trudne do opisania. Pomimo swojej ubogiej w ekspansywne środki formy - co bardzo skandynawskie i wręcz przynoszące ulgę, Uczta jest filmem niesamowicie zmysłowym, ale trochę bez świadomości samego widza, bo dociera prosto do tego ośrodka, który ludzie nazywają "sersem". Jest w tym filmie coś tak głęboko prawdziwego jak sam świat i słowa zdają się zawodzić, kiedy trzeba to opisać. Są takie filmy, działają na nas jak magia, tak, że płaczemy na końcu choć nic smutnego się nie działo.
Moim skromnym zdaniem, nazywanie Uczty filmem w sam raz na wigilię z rodziną jest brakiem szacunku dla ogromnej sztuki filmowej. Ten film trzeba przeżyć we własnej głowie, we własnym zniecierpliwieniu i senności i we własnej radości, dziecięcej nieco.
Poza tym po co spotykać się z rodziną w wigilię i robić z tego taki szum, jeśli ma się oglądać Tv? Strasznie nudne Święta muszą to być, ze strasznie spowszedniałą rodziną.