Ten film to koronny dowód, że Garbo miała aktorstwo we krwi. Bodaj jako jedyna z całej obsady rozumiała, jak należy grać w filmie. Oczywiście, wiadomo, że aktorstwo jest historyczne i że inaczej grano na początku XX wieku, a inaczej np. w latach 70. Ale Garbo już wtedy wiedziała (czuła?), że styl i maniera typowe dla sztuki aktorskiej filmu niemego są nienaturalne.
W odróżnieniu od partnerów z obsady nie jest nadekspresyjna ani egzaltowana, nie wybałusza oczu, gdy ma miejsce jakieś "ważne" zdarzenie, nie nadużywa gestykulacji. Niuansuje swoją bohaterkę. W scenie, gdy mąż nakrywa ją na zdradzie inna aktorka zapewne uniosłaby się z łóżka, rozdziawiłaby usta, po czym przykryłaby dłonią. Ale nie Garbo. Ona spokojnie spogląda na męża jakby licząc na zrozumienie. I za to wielkie brawa! Jej nieprzemijająca legenda nie może dziwić.